Pozwól psu założyć profil na PyskBook’u!

          Jeśli czytacie ten tekst, to zakładam, że należycie do grona tzw. Fejsbukowiczy, bowiem opublikowanie nowego wpisu na tym portalu społecznościowym daje największy zasięg czytelników. A więc – z pewnością lubicie być na bieżąco, zaglądać na strony znajomych, śledzić najnowsze wydarzenia z okolicy czy sprawdzać wiadomości w Messengerze. Zerkać, czy przy naszych znajomych widnieje zielona kropeczka, świadcząca o obecności „na linii”… Zastanawiać się, co też ten jeden/ta jedna robi, kiedy zielona kropeczka znika… Wszyscy to rozumiemy, wszak pierwszą rzeczą, którą zrobię po napisaniu tego tekstu, to udostępnię go na swoim profilu. A zatem – rozumiemy się…
Co żeśmy robili, gdy nie było Fejsbuka? Telefonów komórkowych? A i zwykłe telefony stacjonarne bywały nie w każdym mieszkaniu. Jak oznajmialiśmy ludzkości o tym, że jesteśmy akurat na plaży w Grecji czy w gondoli w Wenecji? Że jemy homara i popijamy dobrym schłodzonym Prosecco? Pocztówka z wakacji? Owszem, ale w ten sposób o naszym niezapomnianym urlopie dowie się raptem kilka osób, a chciałoby się, by zasięg wiadomości był znacznie szerszy!

 

          Pamiętacie może, jak na górskich szlakach, w altanach pośród puszczy, nad morzem przy balustradzie widniały dziesiątki wyrytych za pomocą noży napisów? „Tu byli Ola i Władek?”, lub „Kasia i Basia. Mielno 2002”? Każdy, kto przemierzał świat tą samą drogą, chcąc nie chcąc, dowiadywał się, że Ola, Władek, Kasia i Basia też tu byli, i pewnie czuli się znakomicie! Co niektórzy natychmiast umieszczali pod autografem Kasi i Basi swoje inicjały… Rozkosznie! Ja też tu byłem!

          No więc, drodzy Fejsbukowicze, a także ogólnie – użytkownicy Internetu, niewiele różnimy się od naszych czworonogów! Tak jak niegdyś „podnosiliśmy łapę” przy drewnianych elementach altany czy balustrady, tak teraz z oddaniem „znaczymy” teren chociażby na portalach społecznościowych. Zarówno człowiek, jak i pies, należą do kategorii zwierząt stadnych. Lubimy czuć przynależność do grupy i komunikować się z otoczeniem. Zostawiać po sobie ślad i czekać na reakcję społeczności. Co więcej, gdy przez dłuższy czas nie widzimy odpowiedzi chociażby w postaci zwykłego „Lubię to!”, czujemy się rozczarowani. Naprawdę tak ciężko jest zalajkować? Przecież mamy blisko pięćset znajomych?
          Zwyczaj „znakowania terenu” i pozostawiania informacji o sobie dla innych przedstawicieli naszego gatunku sięga dziesiątków tysięcy lat. Czymże są piktogramy, widniejące na skałach, kamieniach, starożytnych pomnikach kultury? Otóż to! Natura człowieka niewiele się zmieniła z biegiem lat, więc czego możemy spodziewać się po psach?
A zatem – psy również mają swój portal społecznościowy. Nazwijmy go Pyskbook’em. Platformą do wymiany informacji na Pyskbook’u są, przede wszystkim, wszelkie powierzchnie pionowe – jak to drzewa, słupy, narożniki budynków i przystanków komunikacji miejskiej, czasem nawet ludzkie nogi. Samce, którym zazwyczaj bardziej zależy na zaznaczeniu swojej obecności na danym terenie, wybrały dla siebie sposób znakowania przez podnoszenie łapy i oddania moczu na jak najwyższej wysokości, co daje gwarancję znacznie szerszego zasięgu informacji, a dodatkowo świadczy o wielkości danego osobnika. Nadzwyczaj dominujące samice również niekiedy wspinają się tylnymi łapami na drzewo i w tej iście kaskaderskiej pozycji zostawiają swój autograf. Inne – o bardziej umiarkowanych poglądach – nie posuwają się aż tak daleko i normalnie znaczą teren poprzez dyskretne kucnięcie.
          Oczywiście, wybór miejsca, na którym zaznaczy się swoją obecność, zazwyczaj nie jest przypadkowy. Najlepiej, jeśli to będzie ulubiona „toaleta” wszystkich osiedlowych użytkowników. Kawałek trawnika, mijany przez wszystkie psy, wchodzące do parku, nadaje się do tego idealnie. Nie szkodzi, że znajduje się tuż pod balkonem najbardziej „upierdliwej” babci na osiedlu. A nawet lepiej… Co prawda, zawsze staramy się minąć ten odcinek drogi do parku jak najszybciej, by pies nie zdążył unieść łapy czy kucnąć na pierwsze, długo wyczekiwane „siku”. Ciągniemy nasze czworonogi jak najdalej od miejsca zakazanego, a już najbardziej nas denerwuje, gdy nasz pupil próbuje wsadzić swój nos w najbardziej śmierdzące kępki trawy albo – o zgrozo – wprost do kupy! Błeeee…. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: czy wszystko, co czytamy na naszych ludzkich portalach społecznościowych jest „cacy”? Nie chciałoby się nieraz powiedzieć: „A fuuuj!”. Jednak oglądamy filmik do końca, a im bardziej jest głupi czy obrzydliwy, tym więcej ma odsłon. A więc nie spieszmy się z oceną psich tradycji, ponieważ tak się składa, że akurat ich wąchanie odchodów swoich pobratymców, ma o wiele więcej sensu, niż oglądanie przez nas głupich filmików.
          Bo czymże dla naszych psów są odchody kolegi czy koleżanki z osiedla? Pełnym, dokładnym CV, tyle że bez podobizny w lewym górnym narożniku! Za pomocą swoich nosów psy potrafią odczytać z śladów, pozostawionych przez poprzednika, jego wiek, płeć, wielkość, usposobienie, stan zdrowia, jadłospis, gotowość do randkowania i wiele innych niezbędnych komunikatów. Zanim nasze pupile po raz pierwszy spotkają się na „psiej łączce” i utną niezobowiązującą pogawędkę, pierwsze informacje o nowym na osiedlu koledze już się posiada! A zgodzicie się, że wielu z nas również zagląda na fejsbukowy profil osoby, zanim umówi się z nią na pierwsze spotkanie. Co prawda, nie zawsze to ułatwia dalszą komunikację z nowym znajomym, ale już mniej więcej wiemy, czego się można spodziewać. Z psami jest podobnie, z tym że zapach nie kłamie, w odróżnieniu od portali społecznościowych. A więc dlaczego by nie pozwolić naszym psom czerpać informacji, że tak powiem, „u źródła”? Przede wszystkim, nasz pies będzie wstępnie przygotowany na spotkanie z kolegą czy koleżanką. Rzecz jasna, podczas spotkania znów dojdzie do rytualnego obwąchiwania zadków, ale to już jest czymś w rodzaju „Dodaj do znajomych”, po wcześniejszym przejrzeniu profilu użytkownika. Brzydzi nas to? Trudno… Jeśli nie jesteśmy w stanie zaakceptować psiej natury, nie bierzmy do domu psa! Nie spodziewajmy się, że będzie rozumiał nasze dziwne ludzkie zachowania, jeśli my nawet nie spróbujemy zrozumieć psich! Sposób, kolejność i kultura obwąchiwania drugiego osobnika to podstawa dobrych manier każdego socjalizowanego psa. Tu trzeba mieć wiedzę, wyczucie i – przede wszystkim – doświadczenie, by nie zostać uznanym na osiedlu za chama i buraka, ze wszelkimi tego konsekwencjami. A więc – od szczeniaka pies musi się nauczyć psich rytuałów powitalnych, by umieć się zachować w towarzystwie.
          Inna sprawa, o której chciałabym wspomnieć, to korzyści, jakie ludzkość czerpie z używania psich nosów. Od lat korzystamy z pomocy psów przy wczesnym wykrywaniu nowotworów na podstawie analizy węchowej próbek ludzkiego moczu. Psy bezbłędnie wykrywają obecność nowotworu w ludzkim organizmie – jedyne, czego musimy je nauczyć w trakcie szkolenia, to sposób zakomunikowania badaczom wyników analizy w sposób dla ludzi zrozumiały. Na tym głównie polega cała trudność szkolenia psów do wykrywania rozmaitych zapachów – od śladów narkotyków po obecność cukrzycy. Pies wącha i wie, musimy tylko nauczyć go, żeby nas o swoich odkryciach w odpowiedni sposób informował. Chętnie więc czerpiemy z ogromu psich możliwości węchowych, korzystamy z pomocy psów tropiących i ratowniczych, a w życiu codziennym zabraniamy im używania tychże nosów! Gdzie sens, gdzie logika? – zapytam retorycznie…
          Nie chciałabym, by dzisiejszy wpis był odczytany jako zarzut pod adresem tych właścicieli psów, których brzydzi zachowanie ich pupili… Rozumiem to, wszyscy mamy różny stopień wrażliwości. Zaciśnijmy jednak zęby, odwróćmy wzrok, policzmy do czterdziestu i pozwólmy naszemu psu spędzić przynajmniej minutę-dwie przy osiedlowym drzewku… Niech nacieszy się poranną „prasą”, przejrzy wszystkie aktualności, odczyta wiadomości w „Psim Messengerze”. Niech założy swój własny profil na PyskBook’u! Zapewniam was, że nie będzie oglądał żadnych świństw i czytał głupich historyjek. Psie portale społecznościowe to sprawa najwyższej wagi dla zdrowia i równowagi psychicznej naszych czworonogów. To więcej, niż moglibyśmy przypuszczać – to prasa, radio, Internet i telewizja w jednym! A na dodatek to zupełnie nic nas nie kosztuje, no może poza odrobiną cierpliwości, jaką musimy się wykazać.